Ćwiczenie umysłu. O dwóch trawelogach Kazimiery Alberti

9.

Nie jest dziełem przypadku, że Alberti mówi o „arrasach”, arazzi. To, co łączy człowieka z miejscem, wykracza bowiem daleko poza niezbędne, pragmatyczne relacje właściciela, eksploatatora czy turysty. Wszystkie te związki można dokładnie opisać wraz z ich historią, błędami i zaletami. Relacja, którą praktykuje i usiłuje wraz z nami zanalizować Alberti, jest odmiennej natury: szanując wszelkie ograniczenia naszych pragmatycznych kategorii porządkujących rzeczywistość, zabiega o to, by nieustannie je przekraczać, by nie rzec – dekonstruować. Spojrzenie, samo ulotne, niematerialne i nietrwałe, wiąże nas ze światem tak, iż tworzymy wraz z nim jedną całość, jedną tkaninę, na której nieprzerwanie zmieniają się wydarzenia i postacie, tkaninę, której splot w każdej chwili może zostać rozerwany i spruty; wszak nic nie jest tak ulotne, jak spojrzenie. Krajobraz, o ile nie ma być jedynie kraj-obrazem, powtarzalnym powielaniem się tych samych schematycznych wizerunków miejsc, jest arrasem, w którym to, co po ludzku ulotne i nietrwałe, splata się z nie-ludzkim. Jest więc tak, jak sugeruje Georg Simmel: „[…] krajobraz powstaje, gdy rozpościerające się na ziemi obok siebie zjawiska naturalne zostają związane w szczególną jedność, inną niż ta, którą utworzą w perspektywie myślącego kategoriami przyczynowymi uczonego, religijnie uwrażliwionego wielbiciela natury, teleologicznie nastawionego rolnika czy stratega” (Simmel 2006: 301).

Nic dziwnego, że dwie metafory powracają w pisarstwie Alberti: nie-ludzkie w istocie włada światem, miękkie, lecz nieprzerwane tkanie się życia skutecznie przeciwstawia się „twardym” czynnościom, takim jak podbój, ujarzmianie czy konkurencja. To wiatr jest udzielnym władcą Apulii (il vento, sovrano signore di Puglia; Alberti 1951: 21), a wstające słońce zaczyna tkać swą złocistą pajęczynę (comincia a tessere la sua ragnatella dorata; Alberti 1951: 21). Arras miejsca powstaje z wielu nici, które biorą się nie tylko, jak widzieliśmy, z kłębka mitologii czy tradycji, ale także z rozprutej materii naszej codzienności, jak się okazuje, jedynie pozornie solidnej i trwałej. Dlatego chociaż arazzo można także oddać jako „tkaninę”, „dywan”, „kilim”, wybieramy arras z tej racji, że to właśnie on najlepiej przedstawia nam i unaocznia wydarzenia, umieszcza je na wysokości naszych oczu, rzuca wyzwanie naszemu spojrzeniu.

s. 22