Ćwiczenie umysłu. O dwóch trawelogach Kazimiery Alberti

W książce o Kalabrii przeczytamy o doświadczeniu jazdy samochodem górską trasą splątaną węzłami licznych serpentyn, drogą niestrudzenie zmieniającą kierunek, będącą labiryntem każącym „porzucić wszelką myśl o prostej, bezpośredniej drodze do celu (itinerario diritto)” (Alberti 2007: 274). To myśl, której nie można przeoczyć, bowiem – jak się wydaje – kryją się w niej dwa ważne dla człowieka ćwiczącego umysł doświadczenia. Pierwsze mówi o tym, że życie jest, mimo topografii celów, które sobie wyznaczamy, mimo naszych tak precyzyjnych planów i zamierzeń, podróżowaniem „bez celu” lub – jeśli to zbyt ryzykowny sąd – z celem nieustannie zmieniającym swoje położenie. Niczym serpentynowy górski szlak, który „wydaje się szydzić i pogardzać geometrią”. Drugie każe nam sądzić, że radość wędrowania, a co za tym idzie i życia, jest w gruncie rzeczy, mimo całej bezwzględnej interesowności sposobów, w jakie urządziliśmy naszą ludzką rzeczywistość, bezinteresowna: „Oto droga, która jakby symbolizowała fantazmatyczne wędrówki młodego psa, który w końcu zachłysnął się wolnością” (Alberti 2007: 274). Wędrówki takie należą do teraźniejszości, zarówno punkt wyjścia, jak i dojścia zawierają bowiem w sobie groźbę zaprzestania ruchu, a ta – z punktu widzenia doświadczeń historycznych Alberti – stała niepokojąco blisko zagrożenia niszczącą stagnacją ideologicznych systemów, które dla narzucenia swego obrazu świata gotowe były do wszelkich bestialstw. Alberti podróżuje terapeutycznie (do tego wątku przyjdzie nam jeszcze powrócić), lecz to nie sam cel podróży ma odegrać rolę uzdrawiającą, lecz wszystko to, co przydarza się w drodze do niego. A i samo miejsce przeznaczenia rozpadnie się – rozerwane siłami historycznych skojarzeń – na fragmenty poszczególnych wydarzeń odległych od siebie w czasie i bezpośrednio z sobą niezwiązanych. W tym względzie polska pisarka przeczuwa już kondycję ludzi ponowoczesnych, którzy

nie czekają na pociągi pospieszne, i nie spieszy im się do jakichś stacji końcowych. Wszystkie bowiem stacje końcowe zostały rozpoznane jako miejsca, które kryją w sobie katastrofę. Dlatego ludzie ponowocześni twierdzą, że w sprawie celu ostatecznego są absolutnymi ignorantami – przyjmują „stan przejściowy”, konkretne tu i teraz jako stan ostateczny… (Heller 2013: 108).

16.

Gdy opuszczamy wybrzeże apulijskie, skąd rozciąga się rozległy widok na ziemię i Adriatyk, zmieniamy środek lokomocji – samochód ustępuje miejsca kolei. Inna jest także metafora pozwalająca uchwycić pole widzenia w jednym obrazie, jednym rzucie oka: taras apulijski staje się teraz apulijskim kotłem, może wręcz tyglem.

s. 28-29