Ćwiczenie umysłu. O dwóch trawelogach Kazimiery Alberti

Już nie balconata pugliese, lecz calderone pugliese. To nie tylko ruch topograficzny, lecz przede wszystkim zwrot w stronę innego materiału historii mający coś wspólnego z romantycznym ruchem do wnętrza i w głąb, gdyż „z regionem jest tak, jak z człowiekiem. Jeśli chcemy poznać jego charakter, nie wystarczy poznać brzegi i krawędzie, które z pewnością dostarczą nam kuszących i pięknych widoków. To wnętrze decyduje o wielkości człowieka i krainy” (Alberti 1951: 137). Podróż do wnętrza odbywa się koleją, a tym samym staje się podróżą serdeczną i osobistą. Nie tylko ze względu na wspomnienia („Kolej żelazna to środek lokomocji mojego dzieciństwa”; Alberti 1951: 137), lecz przede wszystkim z powodu specyficznego oglądu rzeczywistości, jakiego dostarcza podróż pociągiem („To pociąg, a nie samolot, jak w twoim przypadku, pozwalał mi poznawać świat i smakować jego uroki”; Alberti 1951: 137). Alberti wprowadza poprawkę do sądu Goethego: to prawda, że buchająca parą lokomotywa jest ucieleśnieniem „lucyferycznego” pośpiechu, ale można pośpiech ów wykorzystywać jakby przeciwko niemu, śledząc uważnym spojrzeniem wszystko, co mijamy po drodze, nie pozwalając niczemu umknąć, jakby każdy z tych widoków zatrzymywał cząstkę naszego istnienia. Alberti praktykuje fenomenologię „wagonowego okna”, finestrino ferroviario (Alberti 1951: 142). To anty-nowoczesne posunięcie Alberti: nowoczesność nie umie w pełni korzystać z własnych projektów i programów, może ich tylko używać, lecz nie potrafi wejść za ich pomocą w głęboką strukturę rzeczywistości. Nowoczesność, powiedziałby Heidegger, jedynie „dodaje” wciąż nowe przedmioty do już istniejących, nie siląc się na ich rozumienie pozwalające nie tylko dodawać, ale i modyfikować sposób postrzegania i porządkowania świata. „Człowiek nowoczesny nie wie, jak zasmakować w daniu, które nazywa się wagonowe okno” (Alberti 1951: 142).

17.

W tej krytyce nowoczesności Alberti ma znamienitego poprzednika. W drugim tomie Proustowskiej sagi kolej odgrywa niepoślednią rolę: pozwala doświadczyć rzeczy niebagatelnej – „przerwy w rutynie życia”. Obserwując z okna pociągu świt w szczególny sposób oświetlający wynurzający się z mroku krajobraz pociągu, bohater Prousta odsłania pokłady życia dotychczas ukryte pod przyzwyczajeniami: „Zazwyczaj żyjemy naszą istotą zredukowaną do minimum; większość naszych zdolności drzemie, bo wspierają się na przyzwyczajeniu, które wie, co trzeba robić, i nie potrzebuje ich” (Proust 1992: 216). Przyzwyczajenie, l’abitudine, redukuje nasze bytowanie i aby położyć kres owej stracie należy podjąć trud spojrzenia, które – nie tracąc nic z widoków zewnętrznego świata – niejako zlepiałoby go na nowo, tak, iż nic nie byłoby takie jak zwykle.

s. 29-30