Ćwiczenie umysłu. O dwóch trawelogach Kazimiery Alberti

„Wolny atomizm” ćwiczącego umysł podróżnego będzie zawsze zabiegał o to szczególne związanie z rzeczami, które Proustowi każe przywiązać się do przelotnie spostrzeżonej przy szlaku dziewczyny („Życie wydawałoby mi się rozkoszne, gdyby je tylko mógł godzina po godzinie, spędzić z nią…”; Proust 1992: 216), a Alberti odnajdować filozoficzny wymiar krajobrazu („Pejzaż kalabryjski z pewnością wywołał na jego twarzy czuły, filozoficzny uśmiech, nie tylko na ustach, lecz czoło, oczy, owal twarzy, profilu, wszystko uśmiechało się w ten sposób”; Alberti 2007: 94).

20.

Posłuchajmy Jacques’a Derridy:

Poprzez miejsce rozumiem zarówno relację do granicy, kraju, domu, progu, jak i każde usytuowanie, każdą sytuację w ogóle, począwszy od której – praktycznie, pragmatycznie – zawiązują się związki, ustalają się kontrakty, kodeksy i konwencje, które nadają znaczenie nieznaczącemu, ustalają hasła, naginają język do tego, co go przekracza, czynią z niego moment gestu i kroku, sprawiają, że staje się on drugorzędny lub „odrzucają” go po to, aby na powrót go odnaleźć (Derrida 2000: 33).

Miejsce zatem to przede wszystkim „sytuacja” (termin wyróżniony kursywą w oryginalnym francuskim tekście), nie każda – dodajmy – lecz taka, w której zawiązują się, a więc (by uciec się do przyjętej przez nas metafory) splatają, splątują, tkają się luźne do tej pory nici. Splot ów tworzy to, co Alberti nazywa „arrasem”, a więc łączy i wiąże nici tak, by tworzyły historie obdarzone znaczeniem, ale – co nader istotne, wręcz nie do przeoczenia – znaczenie to nie posuwa się do zdrady wobec tego, co „nieznaczące”. L u d z k i e k a t e g o r i e f u n k c j o n u j ą t a k, i ż w c i ą ż r o z b r z m i e w a w n i c h e c h o n i e – l u d z k i e g o; i n a c z e j m ó w i ą c, p u l s n i e – l u d z k i e g o d a j e s i ę w c i ą ż o d c z u ć w l u d z k i c h o p o w i e ś c i a c h i l u d z k i m s p o s o b i e o r g a n i z o w a n i a ś w i a t a.

Kiedy Alberti ogląda w Giurdignano megalityczne kamienne bloki, odnotuje głęboką różnicę między tym tajemniczym skalnym ogrodem a klasycznymi ogrodami ofiarującymi wędrowcowi „przyjemny moment wytchnienia w podróży”. W przeciwieństwie do nich, do kwietno-drzewnych ogrodowych fantazji Florencji czy Granady, kamienne ogrody Giurdignano „dają do myślenia”. Chodzi właśnie o owo tensione di pensiero będące osnową tworzenia się arrasu miejsca.

s. 32-33