Między Ustami Italji a brzegiem Nervi Przypadek Kazimiery Alberti

Na początku listu Alberti przeprasza przyjaciółkę za styl pisania, za chaos, który wdziera się w skryptoralną interlokucję, za logoreę i rwanie wątków w potoku myśli. Nie będzie to jednak przeszkadzało w epistolarnej rozmowie dwóch przyjaciółek osadzonych w różnych miejscach i, można powiedzieć, innych czasach, spokojnym żywocie włoskiego trwania i niepewnych, trudnych latach powojennych w Polsce. Na tym jednak polega siła przyjaźni, że, nie mając kontaktu przez długi czas, wraca się do rozmowy jakby po krótkiej chwili, niby w tym samym dniu pełnym krzątaniny i sprawunków.

Alberti ostrożnie odkrywa poszczególne pokłady pamięci. Zdaje sobie sprawę z bolesnych skutków takiego działania. Dlatego współuczestniczy w obrazkach z przeszłości. Powinno to uspokoić puls pamięci i utrzymywać wspólnotę złego losu przyjaciółek.

Pamiętasz tę „czarną niedzielę” w Krakowie? Kiedy przyjechałaś do mnie z twojej dalekiej wsi? Od rana rozpoczęła się gra w „łapankę”. Otoczyli wszystkie kościoły i wyłowili, fala za falą, ludzi, którzy z nich wychodzili. […] I zaczęły sypać się nazwy. Gdzie?
– Cypr – mówiłaś – lub Rodi!
– Majorka lub Las Palmas! – odpowiedziałam.
– Oby to nie było jakieś miasto; tylko coś niewielkiego, spokojnego, zacisznego.

Owa pamiętna niedziela wydaje się przyczynkiem włoskiej przygody Alberti. Może nie tak mocnym, jak tomik poetycki Usta Italji, który stanowi skondensowaną opowieść tysiąca pięciuset stron włoskiej tetralogii, ale równie ważną jako pretekst do snucia fabularnej gawędy. A na pewno najważniejszą dla wspólnej pamięciowej przestrzeni, w której ponownie, mocą epistolarnego wehikułu, spotykają się przyjaciółki. Gra w wyobrażone to nie tylko kompensowanie Rzeczywistego w Imaginowane, lecz również ponowienie kreacji. Ten rodzaj re-kreacji to wypoczynek umęczonej wyobraźni, której dookolny, nieprzyjazny świat nie daje się we znaki, która okokonia się w małych wyobrażeniach idylli. Podobnego zabiegu na otwartej wyobraźni dokonywał Czesław Miłosz w cyklu Świat. Poema naiwne, w którym to przedstawiał świat nie taki, jaki zastał, lecz taki, jaki chciałby, żeby zaistniał. Gra w karty idylli czy to uprawiana przez chłopięcego monologistę w Miłoszowym cyklu, czy dziewczęca wyliczanka geograficznych miejsc szczęśliwych ma to samo terapeutyczne podłoże. Wyjścia awaryjne z historii w stronę kontrolowanego infantylizmu dziecięcych marzeń pozwala i Miłoszowi, i Alberti zachować niewinność spojrzenia, ocalić duszę i przetrzymać ciężkie czasy.

Jak można mierzyć marzenia, jak ekstrapolować je na ekran świata? Alberti, niczym wytrawna planistka, mierzy wymierność wielkiego snu i miarkuje skalę rzutu na siatkę prawdziwego świata. I właśnie Nervi – małe włoskie miasteczko – okazuje się właściwym exemplum nowej ziemi obu przyjaciółek.

s. 60-61