„Arystokraci nędzy”, czyli Kazimiery Alberti opowieść o odrzuconych

Helena nie przeżywała odrzucenia tak bardzo jak jej matka, mimo że czuła je niemal z każdej strony; został z nią tylko ojciec i – choć ten wątek nie do końca jest jasny – jej ukochany Marek[21]. Już od najmłodszych lat odstawała od rodziny, co przez lata doprowadziło do powstania bariery nie do pokonania. Ciotki i wujenki, nie potrafiąc i nie chcąc zrozumieć wątpliwości czy przemyśleń młodziutkiej Heleny, jej potrzeby kontaktu z rówieśnikami niekoniecznie z dobrych, mieszczańskich domów, reagowały agresją i niechęcią na wszystkie inicjatywy dziewczynki; często nazywały ją „małą żmijką” (Alberti 1934a: 61–66).

Biorący swój początek w dzieciństwie, a może nawet w historii matki, łańcuch niechęci, odrzucenia i poczucia obcości, ciągnął się przez całą historię Heleny. Jej dwa spotkania z gronem nauczycielskim były zetknięciem się z różnymi rodzajami dulszczyzny, z rodzicami zresztą też nie było lepiej – nie odpowiadał im sposób prowadzenia lekcji (dialog) i „propagowanie pacyfizmu”, część uczniów już upodabniała się do rodziców, poddawała się mieszczańskim prawom, stereotypom i przekonaniom (Alberti 1934a: 162–164). W miasteczku, do którego się przeniosła, było podobnie. Jej kolejny wyjazd, do Włoch, nie był jednak ucieczką ze strachu czy zniechęcenia; po odebraniu jej prawa do służby publicznej nie miała już czego szukać w kraju, postanowiła więc znaleźć sobie nowe miejsce do życia.

Helena była postacią jednowymiarową, nie przeżywała wewnętrznych rozterek. Tylko z niektórych, nielicznych zresztą zdań, można wywnioskować, że wydarzenia kończące książkę, a więc coś, co można by nazwać „odrzuceniem ostatecznym” (ujawnienie romansu z Boczem, wspomnianym pół-Żydem, dymisja, odrzucenie przez Bocza, który zakochał się w młodziutkiej Adzi, wyjazd do Włoch, niepewność związku z Markiem) były bolesne. Te odczucia zostają jednak po chwili złagodzone, pomniejszone, bo przecież Helena – co kilkakrotnie podkreśla się w powieści – jest silną kobietą:

Pewnie, że jeszcze to zakończenie rozdziału, który nazywa się „Boczo” będzie bolało, ale i to w końcu przejdzie. […] W mgle widziała już swój nowy dom. Jeszcze niewyraźnie, ale już prawie czuła klucze w ręku. […] jej własny i wszystko jedno czy zamieszka w nim sama, czy też z Markiem, gdy on zechce […] (Alberti 1934a: 459–461).

Bardziej złożoną bohaterką, także „mieszańcem”, ale nie w dosłownym znaczeniu, była Róża Grünszpann. Jej niezbyt zawiła historia została już wyżej przytoczona, nie będę jej więc powtarzać. Najważniejsza w powieści wydaje się przemiana Róży w człowieka świadomego swoich społecznych obowiązków, „długu do spłacenia”. Główna bohaterka Ghetta potępionego nie pamiętała dobrze swojego dzieciństwa, nie czuła się związana z żadną religią, z żadnym miejscem na ziemi.

s. 85-56

 

[21] Którego, by być w zgodzie z własnym sumieniem, nakazującym pomoc potrzebującemu nawet za cenę związku, odrzuciła, zdradzając go z Boczem.