„Arystokraci nędzy”, czyli Kazimiery Alberti opowieść o odrzuconych

I w noc ogłuchłą krzyk nasz wyleci ogromny…

(Listopad w: Alberti 1937)

Często w swojej twórczości pochylała się nad zapomnianymi, zepchniętymi na marginesy społecznej świadomości ludźmi, opisywała z naturalistyczną precyzją i społecznikowskim zacięciem miejską i wiejską nędzę, dawała głos niemym i sama w ciągu niespełna kilku, kilkunastu lat została niemal zupełnie zapomniana – mimo wielu kontrowersji, jakie kiedyś wzbudzała. Kazimiera Alberti, bo o niej mowa, była jedną z wielu znanych, ale raczej drugorzędnych pisarek dwudziestolecia międzywojennego. I choć nie wywarła dużego wpływu na rozwój literatury polskiej, nie można jej odmówić świetnego zmysłu obserwacji, co najmniej kilku udanych poetyckich i prozatorskich prób, wielu świetnych przekładów z czeskiego i bułgarskiego oraz ogromnej pracy włożonej w rozwój życia kulturalnego na Podbeskidziu.

Pisarka, dziś znana tylko grupce literaturoznawców i pasjonatów, w okresie międzywojennym cieszyła się dość dużą popularnością, o czym świadczą setki recenzji, artykułów oraz polemik prasowych wycinanych i wklejanych przez samą autorkę do pięciu grubych zeszytów (ponad sześćset stron!)[1]. Pozostaje nierozwiązaną kwestią, czy to „zbieractwo” było wynikiem strachu przed zapomnieniem, skutkiem egzaltacji młodej literatki, czy też efektem swoistego „zacięcia” dokumentarystki. Znamienne, że w tych zeszytach znajdziemy niemal jedynie świadectwa recepcji (pisarka zbierała teksty pochlebne, jak i bardzo krytyczne), ale – poza małymi wyjątkami – nie ma w nich twórczości autorki, nawet jej artykułów, do których polemiki wklejała. Pisarka starała się więc uchronić od zapomnienia dzieje recepcji swojej twórczości, ale nie część swoich tekstów (zachowały się publikacje książkowe i część prasowych), rozrzuconych po różnych czasopismach, spoczywających teraz – jeśli w ogóle – w przepastnych bibliotecznych zbiorach.

Sam życiorys Kazimiery Alberti pełen jest niedopowiedzeń i niejasności, zwłaszcza jeśli chodzi o lata 1945–1962, kiedy to zupełnie zniknęła z polskiej sceny literackiej. Urodzona najprawdopodobniej pod koniec XIX wieku w Bolechowie[2] pisarka swoje pierwsze literackie kroki, jak sama przyznaje w jednym z wywiadów (Alberti 1930), stawiała we Lwowie, gdzie też ukończyła gimnazjum, studia polonistyczne i konserwatorium oraz związała się Kołem Literacko-Artystycznym działającym przy tamtejszym kasynie (informacje podaję za: Rosner 1982: 105)[3].

s. 72-73

 

[1]Zeszyty bibliotece IBL PAN (Warszawa) w 1977 roku przekazała przyjaciółka pisarki Maria Grabowiecka. Być może istniał lub istnieje zeszyt, w którym Alberti wklejała swoje artykuły, ale nie udało mi się dotrzeć do informacji na ten temat (zob. np. Magiera 2010: 131). Większość cytowanych przeze mnie wypowiedzi krytyków pochodzi z tych zbiorów.

[2] Rosner podaje rok 1898, choć co do daty narodzin Alberti istnieją wątpliwości. Rodzicami pisarki byli Antoni Szymański i Maria z Filipowskich. Zob. Rosner 1982: 105.

[3]Część z tych informacji nie ma potwierdzenia w dokumentach, co w korespondencji e-mailowej zgłaszał mi dr Jacek Proszyk.