Drżący głos poetki

W tym momencie rozważań pragnę zwrócić uwagę na jeszcze inny wątek tematyczny tomu – motyw struny i drżenia. Temu drugiemu zjawisku sprzyja podkreślane już wielokrotnie „rozdrobnienie” świata. Wszystkie rzeczy, w które pragnie zamienić się – prawem Owidiuszowej metamorfozy – bohaterka wierszy, dosłownie drżą: „rzęsa wodna”, „niska trawa”, „mlecz puszysty”. Bohaterka nie chce stać się ogromnym, „szumiącym” oceanem, ale źródłem, którego powierzchnia nieustannie drży pod wpływem wartkiego prądu. Również fonetycznie cały tom wydaje się „szeleścić i grać” – właśnie przez drżenie. Skoro mamy do czynienia z drżeniem i dźwięczeniem, nie sposób pominąć elementu, który łączy te dwa zjawiska: struny.

Sama struna pojawia się dwukrotnie. W utworze Moje bogactwo jest właśnie elementem tytułowych dóbr: „Bogactwo moje mogę zamknąć w dłoni / […] / strunę, która skarżąc się najczyściej dzwoni – / lecz w śmiechu gmatwa się, urywa, pęka.”. Te wersy można by odczytywać po prostu jako pochwałę umartwienia, wspomnianego już „uśmiechania się pobielałą wargą” oraz jako atrybut wzbogacającej wartości cierpienia. Jednak drugi fragment, „ze struną w roli głównej” zdaje się podważać przypuszczenie, iż ostatecznie Alberti optuje za taką postawą. Oczywiście, to zagadnienie również należy do „szczeliny pragnień”. Ale oddajmy głos poetce. W ostatnim utworze tomu czytamy: „A przecież należałoby – ludzie! – podziękować komuś / za to, że jestem dźwięczącą struną wśród ogromu”. Znów widzimy, że drżenie i dźwięczenie postrzegane są raczej w kontekście radości. Nie bezmyślnego śmiechu, ale radości ze złożoności życia, które zawiera w sobie zarówno elementy zwycięstwa, jak i porażki oraz cierpienia.

Kiedy szukam „strun” w filozofii, historii i nauce, natrafiam na ślad, który tylko z pozoru prowadzi na manowce. Historia muzyki i instrumentów muzycznych nie okazuje się w kontekście dotychczasowych rozważań tak ciekawa jak fizyczno‑matematyczne dociekania na temat równoległych rzeczywistości. W jaki sposób to wszystko łączy się z Kazimierą Alberti? Otóż jak najprostszy. Teoria głosząca istnienie ukrytych, zwiniętych wymiarów, nazywana jest przez naukowców, ni mniej, ni więcej, tylko „teorią strun”. Choć przeskok ze „struny-człowieka” do „struny‑wszechświata” wydaje się dość ryzykowny, ze zdziwieniem możemy zauważyć, że wspomniane teorie zdają się w szczególny sposób przystawać do wspomnianych terminów kabalistycznych.

W książce Johna Gribbina W poszukiwaniu Susy czytamy:

s. 127