Drżący głos poetki

Już czas nam wrócić przyjacielu drogi
z dalekich świata krańców –
tu, na te nasze gwoździem nabijane progi
pod górski łańcuch

Pierwsza strofa wprowadza czytelnika w świat poświęconych wianuszków lnu, dachu pobitego gontem, ponawianych czynności palenia jałowcowej watry i pisania na drzwiach trzech liter połączonych krzyżem. Wydaje się jednak, że nie same przywołane elementy pozwalają zinterpretować tekst, ale kierunek i kontekst, jaki zostaje im nadany. Po pierwsze, widzimy świat, który pod nieobecność bohaterów uległ zniszczeniu, a który teraz muszą naprawić:

Czas usunąć kłody, co spróchniały w lesie
i w domu porządek zrobić przed niedzielą –

[…]
podeprzeć ściany, wykołkować Dźwierzn –
bo wszystko się schyliło, gdy byliśmy daleko

[…]
Bo pomyśl tylko jakie przez ten czas spróchniały
pnie burzą powalone w naszym gonnym lesie
jakie powodzie łąki zlewały
i jak się czerw wgryźć musiał w drewniane przyciesie.

Warto jednak zaznaczyć, że to działanie nie ma jedynie charakteru wiecznego powrotu i nie wpisuje się prosto w symbolikę „koła czasu”. Znów poprzez nawiązania biblijne mamy do czynienia z wyjściem poza „ziemski” wymiar porządkowania i odradzania się. Takich elementów jest w utworze Do przyjaciela kilka. Po pierwsze, wers „Już czas zasadzić ziarno, by w drzewo wyrosło” możemy czytać jako nawiązanie do ewangelicznego znaczenia „ziarna” jako życia ludzkiego, które „musi obumrzeć, aby wydać plon obfity” (J 12, 24). Czy możemy więc rozumieć, że zniszczenie, śmierć, rozpad, muszą w istocie zaistnieć, aby zrobić miejsce „nowemu”, prawdziwemu i bujnemu (symbolika drzewa) życiu? Po drugie, wers „[już czas] pokrwawione szmaty na słońcu wybielić” ciekawie odnosi się do fragmentu Apokalipsy św. Jana: „To ci, którzy przychodzą z wielkiego ucisku i opłukali swe szaty, i w krwi Baranka je wybielili (Ap 7, 14). Ciekawie, bo odwraca relację między krwią i bielą. Czy taką parafrazę możemy tłumaczyć niedokładną znajomością tekstu Apokalipsy? A może autorka celowo zaprzecza oczyszczającej mocy „krwi” – czyli ofiary i cierpienia, zastępując ją mocą natury, tzn. słońca, ze wszelkimi jego konotacjami? Nie sposób jeszcze odpowiedzieć na powyższe pytania. Chcę jednak zwrócić uwagę, jak zagmatwana i pełna nawiązań staje się poezja Alberti, o której Tadeusz Kłak pisał, że jest „jasna, prosta, bez »dna«”, w której nie można szukać „ciemności, komplikacji świata, rozdarcia” (Rosner 1982: 117–118).

s. 123-124