Zygmunt Krasiński w Alpach

Chce widzieć pejzaż poprzez własną biografię (o czym jeszcze za chwilę), ale też przez historię. Stąd nie dziwi maniera polegająca na porównywaniu miejsc powszechnie uznawanych za piękne (Dolina Bajdary, Salhir – Jezioro Genewskie) z „pospolitymi” (lasy i trzęsawiska Litwy – staw w Opinogórze). Ten specyficzny stosunek do estetyki charakterystyczny jest dla Mickiewicza. Uroda zwiedzanego świata jest bowiem „zewnętrzna”, podczas gdy ziemie ojczyste bliskie są sercu.
 
I tu odsłania się drugi powód, dla którego Krasiński (świadomie lub nie) parafrazuje w swym opisie Mickiewicza. Wspominaliśmy już, że podróż w Alpy odbywa młody poeta jako człowiek dotknięty infamią. Jest zbyt słaby na to, żeby przeciwstawić się ojcu (a może wcale tego nie chce, bo np. brak mu odwagi albo po prostu lubi wygodne życie arystokraty), nie rezygnuje z okazji, żeby wykreować się na wygnańca. Nawiązanie do Sonetów krymskich daje mu zatem błogie przeświadczenie, że może on się „wpisać” w dyskurs pielgrzymki (czy nawet w większym stopniu – zesłania). Młodzieniec podróżujący z paszportem w luksusowych warunkach chce wierzyć (bowiem, jak się wydaje w tym wypadku, list bardziej odzwierciedla złudzenia nadawcy, niż usiłuje wpłynąć na odbiorcę), że w istocie może się identyfikować z „wygnańcami z ojczyzny”.
 
Alpy Krasińskiego stają się więc od początku literaturą: w swoich estetyzacjach (ukazywane na podobieństwo dzieła sztuki), epopeizacjach (przedstawiane jako sceneria rycerskich bitew), wreszcie liryzacjach, kiedy egzaltowanymi nawiązaniami do sonetów Mickiewicza poeta próbuje oddać stan swojej duszy bajronicznego wędrowca. O liryzacji opisu trzeba też mówić wtedy, gdy widok gór implikuje refleksję religijną – gdy stają się one tronem Boga, a wędrówka po nich (na razie tylko imaginowana) przypomina inicjację lub drogę w zaświaty:
 
Duch Twórcy unosi się nad tą krainą i jego ręka wyryła na opoce Mont Blanc nadzieję nieśmiertelności. Och! Jeśli ziemia tyle ma uroku, jeśli ogromy prochu zmieszane z kłębami śniegu zdolne podnieść tak wysoko uczucia człowieka i oderwawszy myśl od kurzawy rzucić ją pomiędzy niebios przestrzenie, jakże wyższymi muszą być marzenia duszy. Zdaje mi się w tej chwili, że Mont Blanc jest świetnym korabem, na który rzuca się moja dusza dla przepłynięcia nieskończoności chwały Wszechmocnego (Krasiński 1971: 32).
Nastrój „zwiedzającego czytelnika” nie opuszcza Krasińskiego także na począt-ku 1830 roku. Tak relacjonuje ojcu wrażenia z wycieczki statkiem parowym:
 
[…] Mont-Blanc poważnie wnosi się nad wszystkie inne skał i gór łańcuchy, p-tem znika […]. Później odkrywają się skały czarne i niebotyczne z jednej strony. To są skały Meillerie, sławne w Nowej Heloizie, a z drugiej strony Lemanu góry zielone i lasy, i ogrody, i gaj Klarencji. Ale te skały i ten gaj żadnego na mnie wrażenia nie uczyniły, bo Nowa Heloiza wydaje mi się nudnym dziełem; piękny styl, ale nie ma uczucia prawdziwego, jest tylko deklamacja […].