Zygmunt Krasiński w Alpach

[…] Ale nam, którzy nie mamy materialnego ciała, tylko duszę bezcielesną, z płomienia, trzeba czegoś większego: czegoś, co nie naszych zmysłów, ale przemawia do ducha: toteż Montreux, które było natchnieniem tych pełnych deklamacji listów i najpiękniejszych rozpraw o cielesnej namiętno-ści, Ciebie natchnie nieznacznie albo wcale (Krasiński 1980: 49–50).

Genialny Byron wygrywa z Rousseau – zbyt materialnym, cielesnym, retorycznym, „ubogim w uczucia i pozbawionym wzniosłości”. Wygrywa nawet z realiami, które sam opisał, bo od nich trwalsza ma być jego poezja. Zamek Chillon tylko dla-tego wart jest zainteresowania, że pisał o nim poeta – sam w sobie nie przedstawia natomiast jakiejś większej wartości. Natomiast krajobraz nieznany z lektury w ogóle nie może zainteresować. To literatura dyktuje młodziutkiemu poecie, czym trzeba się zachwycać i o czym warto pisać, a co można pominąć. Literatura staje się wyrocznią w sprawach gustu – nie tylko literackiego, ale – ujmijmy to tak – turystycznego. Krasiński bowiem zachowuje się tu jak rasowy wojażer, zwiedzający jednak świat nie z bedekerem, lecz z tomikiem poezji w ręku. Zatem poeta „nie widzi” realnego pejzażu – Alpy w tym wypadku „nie występują samodzielnie” – są po prostu ilustracją do lubianej bądź nielubianej książki. Zastanawiający jest też sam porządek ich oglądania – wyznaczany przez lekturę jak przez turystyczny przewodnik. Poeta „zalicza” kolejne widoki, a pomija te, o których książki milczą[4]. Znowu przypomina w tym współczesnego – bardzo przeciętnego – turystę[5].

Na osobną uwagę zasługują oczywiście czytelnicze preferencje. Krasiński wielbi romantyczne dzieła Mickiewicza i Byrona, nie ceni zaś sentymentalisty Rousseau. Zauważmy, że relacja ta znajduje się w liście do ojca. Pierwszy raz będący za gra-nicą bez rodzicielskiej kontroli młodzieniec daje upust własnym gustom literackim wobec generała Wincentego – zaprzysięgłego zwolennika poetyk oświeceniowych. To jedyna i stale obecna (jeszcze przed wyjazdem w Alpy) w pismach Krasińskiego próba buntu przeciwko apodyktycznemu ojcu (por. Szargot 2020: 15–29), z którego autorytetem dyskutuje młodziutki poeta także na wodach Lemanu. 


[4] Dla tego etapu alpejskich podróży Krasińskiego świetnie nadaje się użyta przez Elżbietę Rybicką metafora „tekstury miejsca”, czyli „splotu materialności i tekstów kultury” (Rybicka 2014: 168–169). Młodziutki poeta preferuje w tym splocie tekst, a miejsce bez tekstowych odwołań traktuje czasem jako nieistniejące bądź niewarte uwagi. 

[5] Mirosław Strzyżewski słusznie pisze: „Warto jednak zwrócić uwagę na sporą dozę sztubackości, niedojrzałości, wykwitów konfabulacji i zmyśleń pod wpływem lektur, zamiast nadużywać po-ważnych pojęć i ciężkich egzegez raczej nieprzystających do interpretacji początkowej fazy pisarstwa autora Przedświtu. […] Pomyłką metodologiczną i naiwnością zgoła infantylną jest traktowanie listów Krasińskiego li tylko jako materiału dokumentalnego, bez uwzględnienia stopnia ich literackości, narracyjnych konfabulacji, naiwnych zmyśleń, wielu autorskich masek czy przekształceń artystycznych” (Strzyżewski 2014b: 261). Jako konfabulację traktuje badacz jeden z opisów Mont Blanc, niebędący, jego zdaniem, odwzorowaniem autentycznego widoku, tylko artystyczną improwizacją (Strzyżewski 2014b: 261–264), podobnie – relacje o pływackich wyczynach Krasińskiego, w których Strzyżewski słyszy echa legendy Byrona (Strzyżewski 2014b: 265–267). Stąd pisze on słusznie o „fikcji literackiej, górującej niemal zawsze nad aspektem zapisu realnych zdarzeń” (Strzyżewski 2014b: 269).