* * *
Ogląd Alp zmienia się, kiedy Zygmunt wraz z guwernerem (Jakubowskim) i z przyjacielem Henrykiem Reevem rusza na pieszą wędrówkę w Wysokie Alpy. Wy-cieczka odbyła się w dniach 2–10 sierpnia. Dziennik tej podróży Zygmunt przesłał ojcu w liście z 11 sierpnia.
Mamy do czynienia nie tylko ze zmianą perspektywy. Odmienny jest też wysiłek związany z wycieczką:
6 augusta. […] Ta podróż, choć pełna piękności, przyrodzenia, niezmiernie mi przykrą była, bo już monotonność gór i zawsze gór, potoków i zawsze potoków, skał i zawsze skał zaczynała mnie nudzić, a potem chód muła jest rzeczą bardzo nieprzyjemną i najłatwiej w smutek czy raczej w rodzaj złego humoru wprawującą. Powoli się postępuje, krok za krokiem i zawsze w każdej chwili toż samo wstrząśnienie jak gdyby wymierzone się powtarza. […] Z nudów wziąłem się do pisania wierszy na mule […] (Krasiński 1963: 177).
Łatwiej upozować się na młodego poetę „na Judahu skale”, kiedy się siedzi wy-godnie na pokładzie parowca, niż kiedy trzeba znosić wielogodzinne niewygody. Tym bardziej interesujący jest fragment o nudzie. Nuda to oczywisty element wrażliwości romantycznej (por. Bizior-Dombrowska 2016), ale wydawałoby się, że nie jest ona „właściwym” powodem weny poetyckiej. Poezja, która „na dole” była efektem uniesień, „na górze” staje się czymś w rodzaju szarady czy krzyżówki rozwiązywanej dla zabicia czasu. Takiej postawy oczekiwalibyśmy raczej po poecie klasycystycznym. Ponieważ jednak mamy do czynienia z romantykiem – ludyczny wymiar poezji i praktyczny stosunek do wędrówki nie wyczerpuje opisu. Krasiński wręcz musi zo-baczyć wzniosłość gór. I oczywiście – widzi:
[…] Mont-Blanc. Zapewne nic w przyrodzeniu poważniejszego i piękniejszego nie ma nad tę ogromną górę […]. Nigdy nie zapomnę tej ekskursji […], bo widziałem podczas niej przyrodzenie w całej swej ponurej chwale lodów i śniegów (Krasiński 1963: 175–176).
Krasiński znowu okazuje się dzieckiem epoki, wyznawcą charakterystycznej dla niej „nowej koncepcji piękna” (Por. Eco, red. 2005: 275–327). Dostrzega szczególne, poważne, potężne i ponure piękno alpejskiego szczytu. W istocie jednak to wzniosłość jest dla niego ważniejsza niż samo piękno, chociaż nie przeciwstawia sobie tych pojęć. O odnajdywanej właśnie w wysokich górach wzniosłości tak pisał Jacek Woźniakowski: