Cokolwiek wywołuje grozę, jest wzniosłe, pisze Burke. Groza jest przykra, ale i przyjemna: „gdy bez niebezpieczeństwa stykamy się z obiektami budzącymi grozę”, przeżywamy nawet uczucie tryumfu […]. Natomiast pięknymi nazywa Burke te jakości, „które wzbudzają w nas wzruszenia i czułość” […].
W drugiej części swej rozprawy Burke wylicza cechy przedmiotów wznios-łych. Należą do nich między innymi: zdolność budzenia trwogi, tajemniczość, niejasność, nieograniczoność, nieskończoność, moc, przepych, w których „widomy nieład powiększa majestatyczność”; gwałtowne kontrasty światła i ciemności; wreszcie ogrom i barwa. […] „Przedmioty wzniosłe mają ogromne rozmiary, gdy piękne są stosunkowo małe; piękno musi być gładkie i lśniące, gdy wielkość [czyli wzniosłość] z gruba ciosana; […] piękno nie może być mroczne, wielkość powinna być ciemna i posępna; piękno powinno być lekkie i delikatne, wielkość musi być masywna, a nawet przytłaczająca. Są to wyobrażenia całkiem odmiennej natury, jedno oparte na przykrości, a drugie na przyjemności…”. Trudno doprawdy o lepszą apologię krajobrazu górskiego niż to wyliczenie cech wzniosłych (Woźniakowski 1995: 53–54).
Krasiński nie przyjąłby chyba sformułowanej przez Edmunda Burke’a definicji przyjemnego w odbiorze, jasnego i drobnego piękna, nie przeciwstawia bowiem sobie piękna i wzniosłości, mogą one współwystępować w jednym opisie. Poetyzuje natomiast przestrzeń gór, wskazując jej podobieństwo do gotyckiej architektury, a co za tym idzie – także pokrewieństwo z literackim gotycyzmem[6]:
[…] potem dostaliśmy się do Morza Lodów i […] szliśmy po nim trzy godziny w wąwozie utworzonym przez pasmo skał czarnych, podobnych do gotyckich katedr, tak albowiem ostro i lekko pokrajane są ich szczyty (Krasiński 1963: 177).
Kawały skał leżą na wilgotnym piasku jak trupy. […] Zagadka i tajemnica krążą nad tym miejscem, a szum wód, choć donośny, jest tak niewyraźny, tak magiczny, że ciąży duszom niczym milczenie grobu. Wyżej rozciąga się morze lodowe, które nieruchomymi falami spływa ze szczytu Mont Blanc. Każda z nich, skuta tchnieniem wiecznej zimy, zachowała tę samą postać, jaką przybrała, kiedy jej bieg zatrzymał się po raz pierwszy. Tutaj [widzisz] piękną kolumnę, nad którą igra rozedrgane światło; jej podstawa jest kryształowa, promienie słoneczne są jej kapitelem. […] Dokoła srogiej i dumnej góry Mont Blanc widać tylko nie-szczęście i zniszczenia. […] Wydało mi się, że pragnąłem tam umrzeć […] (Krasiński 2017: 62-24).
[6] Na temat Alp gotyckich i „czarnoromantycznych” w listach Krasińskiego pisze Jarosław Ławski (2013: 85–86).