Ćwiczenie umysłu. O dwóch trawelogach Kazimiery Alberti

Oto jak pisze o tym Alberti: „Na przykład ta wysoka na trzy metry lita skała, nawet dzisiaj nasuwająca myśl o jakiejś nadludzkiej sile (qualche forza sovrahumana), bowiem stajemy jakby twarzą w twarz z tym, co boskie (la Divinité)…” (Alberti 1951: 219).

21.

N i e – l u d z k i e m u s i p o w r ó c i ć w l u d z k i e j h i s t o r i i, a b y m ó g ł u f o r m o w a ć s i ę k r a j o b r a z. Powraca również w języku, odnajdując na nowo „zgubione” na chwilę, zatarte przelotnie w codziennym użyciu znaczenia. Powrót ten przekierowuje mowę, nadaje jej charakter pierwotnego wezwania, suplikacji, której adresat dopiero co odsłonięty na nowo, już niknie i pogrąża się w milczeniu. To szczególny, trudny do uchwycenia moment, w którym mowa ludzka wykracza poza porządek logos, aby otrzeć się o modlitewne wezwanie. Podkreślmy, nie o modlitwę jako taką tu chodzi, bowiem ta zakłada już spójne wypowiedzenie, wyartykułowanie próśb, lecz właśnie wezwanie, wszak ono pozostaje na poziomie minimalnej artykulacji; jest nie więcej niż wykrzykiem. To pierwsze wezwanie brzmi Theos, „jak zapewniają uczeni i językoznawcy, pierwsze słowo wypowiedziane na ziemi przez człowieka” (Alberti 1951: 219). Wykrzyknięcie przekierowuje mowę, ale jest to ruch jednostronny. W przywołanym cytacie Derridy odnajdziemy istotę problemu: język zostaje nagięty do tego, co go przekracza, stając się drugorzędny. Krajobraz pozwala doświadczyć tej drugorzędności ludzkiej mowy w sposób, paradoksalnie, nader wymowny. W i ą ż ą c s i ę z e ś w i a t e m w ć w i c z e n i u u m y s ł u p o t o, a b y s i ę o n i e g o t r o s k a ć, d o z n a j e m y w y m o w – n e g o m i l c z e n i a ś w i a t a i w t e n s p o s ó b u w a l n i a m y g o o d ś c i s ł y c h z a l e ż n o ś c i n a r z u c o n y c h m u p r z e z l o g o s l u d z k i c h w y s i ł k ó w i s t a r a ń. Pisze Andrzej Falkiewicz: „Każda modlitwa jest wygraną – bo wytrąca z nawyku, zmusza do szukania. Każda modlitwa jest wygraną – bo przy tej okazji można wypowiedzieć słowa, które inaczej nie zostałyby wypowiedziane” (Falkiewicz 2009: 32). Krajobraz „zmusza do szukania” i do kształtowania się do form, które inaczej pozostałyby nie-foremne.

To, co przekracza język, milczy, zaklinając milczenie w nader wymownej postaci prastarych kamieni, menhirów i dolmenów megalitycznego ogrodu. Theos, później przeobrażony w łacińskie deus, zachowuje milczenie, non risponde. Ta cisza jest ciszą świata stającego się krajobrazem, w którym człowiek mieści się bezgranicznie (jako element zoe, wiecznie podtrzymującego się życia metabolizmu i reprodukcji), ale jednocześnie jest bezwzględnie z niego wyłączony (jako bios, twórca kultury i cywilizacji).

s. 33-34